Było już o pracownikach i o tym co warto poprawić, by rekruterzy widzieli nas bardziej wartościowymi. To teraz pora wrzucić kamyczek do drugiego ogródka.
Nie od dziś wiadomo, że chętnie lub nie, ale bierzemy udział w swoistej „świętej wojnie” z rekruterami. Fora internetowe, osie czasu i tablice w portalach społecznościowych rozgrzane są do czerwoności.
Tu specjalistka od HR-u wyklina millenialsów, że z pięciu, którzy mieli przyjść tego dnia, nie pojawił się żaden, a co gorsza nawet nie zadzwonił. Gdzie indziej to kandydat wali prosto z mostu o tym jak został potraktowany w czasie rozmowy kwalifikacyjnej.
Wystarczy przejść do sekcji komentarzy pod dowolnym artykułem o rekrutacji i już możemy czytać jak jest źle (wszystkie cytaty w artykule to wypowiedzi znalezione na forach):
Zapraszacie na rozmowę 100 osób, które wałkujecie bóg wie jak długo, chociaż od razu wiecie że 90 można by odrzucić. Poświęcacie cenny czas tych ludzi obiecując złote góry, na koniec oferując 1200 na umowę o dzieło. Nie dziwcie się więc, że ludzie tak samo was szanują (wcale). Nikt do was nie zadzwoni jak znajdzie inną pracę albo po prostu uzna, że nie chce brać udziału w waszych gierkach, tak samo jak wy nie oddzwaniacie żeby poinformować o wyniku rekrutacji.
Nie da się ukryć, że zwłaszcza z komunikacją między obiema stronami jest coś nie halo. A jak wiele potrafi zmienić jeden email z informacją zwrotną o statusie kandydata, dowiodłem już tutaj. Dlaczego rekruterom jest o to trudno? Z braku szacunku? A może właśnie z powodu nawału pracy, który sami sobie robią?
Zanim przejdę do clue, zachęcam do zapoznania się z tekstem, który napisałem gościnnie dla HR News. O tym jak według mnie powinna wyglądać idealna rozmowa dowiesz się z tego artykułu.
Szefowie wrogowie
Postawmy sprawę jasno. Dział HR jest po to, by w imieniu pracodawcy zatrudnić idealnego kandydata do wykonania zadania. Ni mniej nie więcej oznacza to, że w całym procesie rekruterzy odgrywają rolę szefów, wchodzą w ich buty, by znaleźć pracownika, który najbardziej spodobałby się zleceniodawcy. Są w oczach wielu „adwokatami diabła”.
Rzecz jasna, każdy ma indywidualny osąd, przez co nietrudno o błędny wybór (błędny w rozumieniu pracodawcy). Jednak najważniejsze jest w tym wszystkim, że szefowie niejako zatrudniają rekruterów po to, by samemu nie „użerać” się z masą kandydatów (umówmy się, ja też bym nie chciał, gdybym miał codziennie czytać CV z podstawowymi błędami).
Ostatnio „Gazeta Szczecińska” zbadała temat żalów pracowników w stosunku do szefów. Co prawda skupiono się na gastronomii, ale faktem pozostaje, że część wymagań pracodawców (i w konsekwencji: rekruterów), jest nierealna i to nas w tym wszystkim najbardziej boli:
Pracując w restauracji jako pomoc kuchenna wracałam do domu po 12 czasem 16 godzinach pracy. W ciągu dnia miałam może z dwie przerwy żeby wyjść do toalety. W ciągu tygodnia jeden dzień wolnego. Jak można od takiego pracownika wymagać “czegoś więcej”, “pomysłowości”, “otwartej na nowości głowy”, “podglądania nowinek”, “uczenia się od starszych kolegów”?
Przy ty warto zaznaczyć, że to do szefów w późniejszym czasie pracownicy mają pretensje, gdy coś nie zgadza się ze światem przedstawionym w ogłoszeniu lub przybliżonym na rozmowie. Rekruterzy więc mogą się z całego ambarasu całkiem łatwo wywinąć 🙂
Jak to jest być kapibarą?
Tym bardziej dziwi zatem, że rekrutacje w większości przypadków wyglądają tak samo. Ale tak samo durnie:
To rzecz jasna wycinek rzeczywistości, bo zwracam uwagę na jedno pytanie, które ma chyba sprawdzić czy poziom stresu u kandydata obniżył się już na tyle, że można z nim pożartować.
No bo serio? Jakim chcę być zwierzęciem? Albo jaką książkę zabrałbym na bezludną wyspę? To nie jest wizyta u terapeuty, żebym zwierzał się z tego, jak bardzo moje odbicie w lustrze przypomina legwana:
Same rozmowy to temat rzeka, ale rozmawiam z kimś normalnie jak on ze mną prowadzi normalną rozmowę. Na każde głupie pytanie zazwyczaj daję głupią odpowiedź. Czasem dziękowałem za rozmowę w jej trakcie i wychodziłem, bo nie lubię jak ktoś mnie pyta jakim jestem kolorem i co mówi widelec do łyżki. Na stanowisku inżyniera to chyba niepotrzebne.
Zadając absurdalne pytania, uzyskasz równie głupią (vide filmik powyżej) lub nieprawdziwą informację. To pytanie broni się (choć słabo), tylko w jednym przypadku.
Gdy poszukiwana jest osoba do twórczego przedstawiania myśli, do pracy w tzw. branżach kreatywnych. W innej sytuacji rekruterzy łudzą się chyba, że wywnioskują cokolwiek z odpowiedzi kandydata.
Kandydaci 15k
O tym też muszę napisać. W niedawnej dyskusji z rekruterami pojawiła się kwestia wynagrodzenia omawianego w trakcie rozmowy. Z punktu widzenia kandydata sprawa zazwyczaj wygląda tak:
Chodzi o znalezienie jelenia który będzie tyrał 7 dni w tygodniu, przez 24h i żądał za to najniższej pensji. Każdy kandydat który ma oczekiwania powyżej jest wg pracodawców nieprofesjonalny, np. oczekuję pensji na jakimś tam poziomie, to pracodawca powie, że jestem bezczelny.
HR-owcy pytają przy tym dlaczego tak trudno rozmawiać nam o oczekiwanych zarobkach? Już tłumaczę. Raz, że najczęściej w ogłoszeniu nie znajdziemy nawet widełek, więc nikt nie chce się zbłaźnić, rzucając kwotą, która niejednego zwali z nóg.
Dwa, po tym jak kandydaci są traktowani w czasie rozmowy, można wiele wywnioskować, więc jeśli ta jest prowadzona uprzejmie, to obie strony będą bardziej skłonne otwarcie o tym dyskutować.
A jeśli jesteśmy już przy szacunku. Tak chyba nie powinna wyglądać rekrutacja, co?
***
Kończąc spróbuję, podobnie jak w niedawnym artykule, wylistować garść porad. Tym razem ich adresatem będą rekruterzy (mam nadzieję, że któryś z nich to przeczyta):
- Nie pisz w ogłoszeniu jak jest fajnie, jeśli nie będzie fajnie ani na rozmowie, ani potem w pracy. Nie ma po co koloryzować rzeczywistości.
- Przygotuj się na rozmowę kwalifikacyjną (Hmm, ciekawe. Punkt taki sam jak u kandydatów!). Będzie bardzo przyjemnie, gdy przytoczysz coś z pamięci o mnie lub nie będziesz co chwila pytać o to, co jest już napisane w dokumencie, który przeczytałeś. A przeczytałeś, prawda? 🙂
- Zadaj mi pytania o to jak wykonywałem swoje obowiązki i jak radziłem sobie z problemami. Nie zadawaj pytań, które nie wnoszą nic do oceny mojej osoby.
- Zachowaj się z klasą. Jeśli nawet mnie nie wybierzesz, zadzwoń, napisz maila, wyślij gołębia. Po prostu daj znać, że mogę już rozglądać się dalej.
Źródło zdjęcia w okładce artykułu: http://pexels.com